Rynek Infrastruktury
Pył afery podsłuchowej powoli osiada, rząd przetrwał wywołany przez nią kryzys. Poniekąd potwierdziła kontrowersyjne słowa ministra MSW Bartłomieja Sienkiewicza dotyczące stanu polskiego państwa. Miał też rację publicysta Witold Gadomski pisząc na łamach „Wyborczej”, że o jego rzeczywistym stanie świadczą nie tylko ostatnie kompromitujące wpadki: „służby specjalne nie były w stanie zapewnić bezpieczeństwa ważnym ministrom i prezesom, a ważni ministrowie i prezesi uznawali, że najlepszym miejscem do prowadzenia poufnych rozmów są drogie restauracje.”
Przypomina, że lista niepowodzeń i kompromitacji jest długa, a niektóre wpadki kosztują podatników wyjątkowo dużo: jak zakup Pendolino bez wcześniejszego przygotowania infrastruktury kolejowej lub zakup po absurdalnie wysokich cenach skroplonego gazu z Kataru bez zbudowania na czas Gazoportu.
Bez większego echa przez media przeszły informacje, że za wystawne kolacje ministrowie słono płacili służbowymi kartami. Na forach internetowych nie brakowało głosów, że pokazywanie przez media rachunku opiewającego na 1500 zł dla trzech osób jest małostkowe i bez większego znaczenia.
Zwłaszcza w kontekście opublikowanych nagrań z podsłuchu oraz ujawnionych okoliczności ich powstania. Moim zdaniem niesłusznie, bo podsłuchani politycy bezpośrednio po ujawnieniu nagrań sami zaznaczali, że spotkania miały prywatny charakter (choć potem, przyznawali, że było inaczej). Podatnik ma prawo się zastanawiać, dlaczego urzędnik państwowy ma za naszą kasę pić przyzwoite wino? Niech sobie sam kupi. Jaki to ma związek z publiczną instytucją, którą kieruje?
Do prezesa Belki czy ministra Radka Sikorskiego pretensji bym o to nie miał, gdyby za publiczne pieniądze podejmowali zagranicznych oficjalnych gości, a nie kolegów z rządu. Uważam, że podobne zachowania ujawniają nonszalancki stosunek urzędników do publicznych pieniędzy. Nie dziwimy się, że tabliczki na drzwi gabinetów w ministerstwie rolnictwa kosztowały 30 tys. zł. Albo. Że na ekspresówce do Gniezna potrzebne są dwa przejścia dla zwierząt leżące bezpośrednio jedno obok drugiego za około 20 mln zł.
Jakby zliczyć te wszystkie bezsensowne wydatki w instytucjach publicznych, okrzesać trochę urzędników, którzy chcą za nasze pieniądze żyć na poziomie zamożnych biznesmenów, to może podatki byłyby choć trochę niższe?